W dniach 11 – 14 października, z okazji Święta Edukacji Narodowej, Nauczyciele
i Pracownicy administracyjni szkoły wybrali się w podróż za (nie)jeden uśmiech – urokliwym szlakiem: Krasiczyn – Przemyśl – Lwów – Sandomierz. Pogodzie ducha towarzyszyła też cudowna aura za oknami autokaru – mieniące się w ciepłym słońcu wszystkie kolory jesieni – słowem: belferskie barwy szczęścia…
I tak, pośród wielu (krętych) dróg, mogliśmy uraczyć się renesansowo – manierystycznym kunsztem architektury krasiczyńskiego zamku, odkrywać cudownie splatające się elementy kultury łacińskiej i greckokatolickiej w sakralnych budynkach Przemyśla czy – także w tym mieście – zobaczyć jeden z najpiękniejszych dworców kolejowych w Europie. Wreszcie – niczym na serialowym castingu – niezapomnianym przeżyciem dla panów było wszak przespacerowanie się szlakiem filmowego ojca Mateusza w uroczo położonym nad Wisłą Sandomierzu. Alternatywną atrakcję dla pań stanowić mogło przeniesienie się w XIV-wieczne realia i wcielenie w postać Królowej Jadwigi, majestatycznie przechadzającej się sandomierskim wąwozem…
Jednakże, najważniejszym celem naszych wojaży były niezapomniane chwile w tym jakże bliskim polskim sercom mieście – we Lwowie. Oprócz niezwykłej lekcji historii i historii sztuki wśród zabudowań Starego Miasta (choćby tak znanych, jak: Archikatedra, kościół Dominikanów czy Jezuitów, cerkiew Uspieńska, Kaplica Boimów czy Opera Lwowska) było nam dane doświadczyć także niejednego wzruszenia i zadumy na Cmentarzu Orląt Lwowskich oraz Łyczakowskim, a także – wśród bizantyjskich malowideł sakralnych mogliśmy posłuchać przejmującej modlitwy, wyśpiewanej przez ormiańskiego diakona. Po uczcie duchowej czekała nas jednak i uczta dla ciała – choćby lwowski przysmak o tajemniczo brzmiącej nazwie: czary-mary… Warto wreszcie dodać, że mimo wielu niezwykłych wrażeń, nie zapomnieliśmy o Ojczyźnie – wszak w dość nietypowych warunkach udało nam się też spełnić obywatelski obowiązek i w lwowskim konsulacie uczestniczyć w parlamentarnych wyborach…
Cóż, po naszym kolejnym, wspólnym, belferskim odkrywaniu świata pozostanie na pewno wdzięczność za podarowany czas, przemiłe i twórcze rozmowy oraz inne autokarowe radości (tu szczególne pozdrowienia dla ulubionej, wytrwałej i niepoddającej się żadnym przeciwnościom losu Pani Przewodnik…;) A także – pozostaje nadzieja na następne, zacieśniające więzi podróże – wszak mieliśmy okazję się przekonać, że w doborowym
i radosnym Towarzystwie żadna (nawet ukraińska!) granica nam niestraszna!
Tekst: Joanna Tritt